Rozmowa z himalaistą Adamem Bieleckim

T.D. Prawo i himalaizm mają coś wspólnego … Wszyscy się na nich znają. Czy zgodzisz się z taką tezą? Czy coś się  zmieniło w tej sferze po zimowej wyprawie narodowej na K2? 

Adam Bielecki : Pamiętam, że gdy zaczynałem się wspinać, czy jeździć w góry wysokie, zainteresowanie naszą działalnością było dużo mniejsze. Mniej osób kojarzyło, co to jest himalaizm. Dzisiaj można powiedzieć, że trafiliśmy pod strzechy i stajemy się obiektem publicznego zainteresowania, bohaterem memów czy nawet kabaretów. W pewnym sensie himalaizm przenika do pop kultury. To jest nowa sytuacja. Zainteresowanie himalaizmem jest dużo większe – nie mam żadnych wątpliwości. 

Widać to w mediach społecznościowych, widać na moich kontach, gdzie liczba przysłowiowych lajków osób zaangażowanych i śledzących moje dokonania wzrosła zdecydowanie po wyprawie na K2. Czy wpływa to na zwiększenie wiedzy na temat himalaizmu? Niewątpliwie tu już tej zależności nie ma. To jest specyficzna dyscyplina sportowa. Trzeba mieć sporo specjalistycznej wiedzy, żeby ją w pełni zrozumieć. Przyznaję, że za bardzo nie czytam komentarzy internetowych, nie wdaje się w prowokowane tam dyskusje. Moim zadaniem nie jest edukowanie każdej osoby z osobna w internecie. Tą misję edukacyjną wypełniam raczej poprzez pisanie książek, czy poprzez wywiady takie jak ten. Staram się popularyzować wiedzę na temat tego, na czym w górach polega specyfika tego sportu. 

T.D. Moje pytanie nawiązuje do fali komentarzy, jakie ukazywały się powszechnie po spektakularnej  akcji ratunkowej przeprowadzonej na Nanga Parbat, w której z Denisem Urubko odnaleźliście nocą na wysokości ponad 6000 mnpm  Elisabeth Revol i sprowadziliście do miejsca skąd została zabrana helikopterem. Internauci i krytycy zarzucali wam, że nie poszliście następnie po Tomka Mackiewicza… 

A.B. … Jedna kanadyjska himalaistka napisała, że mamy krew Tomka na rękach. 

Czytałem te komentarze. Oczywiście w pewnym momencie człowiek miał wrażenie, że ludzie myślą, że Tomek i Elli zgubili się w lesie i to co my musieliśmy zrobić, to ubrać kurtki i nie zapominając latarek iść i ich poszukać. Ludzie nie rozumieją, że jest tylko kilka osób na świecie, które mogłyby w tych warunkach iść i próbować ich ratować. Tam na miejscu żadnych super specjalistów czy innych superbohaterów, którzy mogliby wziąć udział w takiej akcji po prostu nie ma. Zorganizowanie takiej akcji ratunkowej zimą w Karakorum lub w Himalajach generuje taką ilość problemów, że to sobie nawet trudno wyobrazić. 

T.D. Zdobywanie najwyższych i najtrudniejszych szczytów staje się już nie tylko realizacją własnych pasji, lecz także drogą do sławy i pieniędzy. Czy sadzisz, że w poszukiwaniu nowych wyzwań dojdzie do tego, że ośmiotysięczniki będzie się zdobywało w stylu tak lekkim, że nie będzie się używało nawet poręczówek? 

To akurat się już dzieje. Już Messner czy Jurek Kukuczka albo Wojtek Kurtyka wspinali się w górach najwyższych w stylu alpejskim. To jest także to, co ja w chwili obecnej staram się robić. Wspinanie się w małym zespole z małą ilością sprzętu, to jest kierunek, w którym współczesny himalaizm sportowy zmierza. To nie jest wielka nowość. Oczywiście nadal wielkie wyprawy komercyjne będą się odbywały w tradycyjnym stylu ciężkim. Jest to łatwiejsze i bezpieczniejsze. Pojęcie zresztą  bezpieczeństwa też jest względne – bo ktoś te liny musi na górze położyć. Przyszłość to małe lekkie zespoły wytyczające coraz to nowe trudniejsze technicznie drogi w górach, także tych najwyższych . 

Ale wracając do drugiej części pytania: Napisałem kiedyś, że na himalaizmie jeszcze się nikt nie dorobił. Ale ja próbuję to zmienić. Od dziecka chciałem być zawodowym himalaistą. Wiele osób mówiło mi wtedy, że muszę skończyć studia, mieć normalną pracę a wspinanie traktować jako hobby. Twierdzili, że to nie jest zawód. Mylili się. Udowodniłem po latach, że jest taki zawód i ja go wykonuję. Utrzymuję się ze wspinania już od paru lat. Bezpośrednio w górach albo pośrednio, na nizinach wykonując liczne prelekcje, w czasie których za pieniądze opowiadam o swoim wspinaniu.

Na pewno są dyscypliny sportowe, w których bardziej można by się dorobić. Sukces pozasportowy nie jest moim celem samym w sobie i nigdy nie był. Dla mnie fascynujące jest samo wspinanie. Często ludzie mnie pytają dlaczego. 

Kiedyś Artur Hajzer zapytany, po co chodzi po górach, odpowiadał żartobliwie, że „ … dla kobiet, sławy i pieniędzy”. 

Nie wiem. Nie znam tak do końca odpowiedzi na to pytanie.  Mnie na przykład zadziwia, że ktoś kto nie chodzi po górach fascynuje się himalaizmem .

T.D. To tak jak ja. Ale ja wiem dlaczego. Kiedyś udzielę ci w tej sprawie wywiadu. 

Według Krzysztofa Wielickiego, alpinizm to sport, pasja, nałóg. Ty mówisz, że może to być także zawód. A jak to wygląda od strony biznesu. 

A.B. Dla mnie pieniądze i biznes to jest efekt uboczny mojego wspinania, a nie jego treść. Moim celem jest przede wszystkim wejście na górę. Ale oczywiście z czegoś muszę żyć. Z czegoś muszę utrzymać rodzinę. I tu pojawia się ten aspekt finansowy. 

T.D. Rodzina himalaisty. Czy istnieje, a jeżeli tak to gdzie  jest granica, po której człowiek dojrzały, w poczuciu odpowiedzialności wobec swoich najbliższych, przestaje chodzić w góry?

A.B. Możemy sobie prowadzić rozległe dywagacje albo snuć etyczne rozważania, czy to moralne, by prowadzący ryzykowny tryb życia himalaista miał rodzinę. Ale koniec końców mamy pragmatykę życiową. Himalaista poznaje kobietę, z którą chce spędzić życie. A potem pojawiają się dzieci. To nie jest łatwy temat. To kwestia naszej odpowiedzialności. Wobec rodziny, żony i dzieci. Ale życie to śmiertelna choroba przenoszona droga płciową. Każdy kiedyś umiera. Wiadomo, że himalaizm jest niebezpieczny. Nawet bardzo niebezpieczny. Ale wszystko co ludzie robią, niezdrowo się odżywiają, palą papierosy, nie wiem, co jeszcze robią niezdrowo, to z punktu widzenia zagrożenia życia też  jest coś bardzo nieodpowiedzialnego. Czy jest w porządku wobec rodziny, jeżeli ktoś pali papierosy? Może nie powinien zakładać  rodziny? Snując takie rozważania dochodzimy trochę do absurdów w pewnym momencie. Na pewno absolutnym priorytetem w górach jest bezpieczeństwo. Ale mam świadomość, że nie wszystko ode mnie zależy i to, co robię jest tym bardziej bardzo niebezpieczne. I muszę z tą świadomością żyć. 

T.D. Na koniec powiedz proszę  dwa słowa o swoich bieżących dokonaniach i planach na przyszłość. 

A.B. Pojechaliśmy na Gaszerbuma II, IV i VI. Udało się na drugiego wejść. Chcę w tym roku powspinać się trochę technicznie, czyli po stromych ścianach niekoniecznie na największych wysokościach. Mam zaplanowany luty na to wspinanie. Czy to będzie Kanada, czy to będzie Patagonia to jeszcze trudno tak naprawdę powiedzieć. Pewnie polecimy tam gdzie będą fajne warunki i dobra pogoda. Kolejny duży projekt planuje na kwiecień, maj przyszłego roku. Chciałbym wrócić na północno-zachodnią ścianę Annapurny. To jest ściana, którą próbowałem bezskutecznie zdobyć w 2017 roku. Piękna ściana, która jeszcze nigdy nie została pokonana przez wspinaczy. Fajny, ambitny cel sportowy. 

T.D. Czy mógłbyś podać , gdzie można śledzić  twoje  dokonania . 

Tak. Najlepsze są media społecznościowe. To jest Facebook i Instagram. Jestem także na Twitterze. Adamtheclimber,  Adamtheclimb, a na FB Adambieleckiteam.

Dziękuję bardzo za rozmowę. 

  • Rozmowa ukazała się w dwumiesięczniku „Radca Prawny”.
Przewiń do góry