Mainstream 2005-2007

Gdy przez chmury zły deszczyk przeciekł/ i paskudny wiaterek zawiał,/ na pobliskim uniwersytecie/powołano Wydział Bezprawia./ Planowano: Katedrę Chamstwa,/ Samodzielny Zakład Cynizmu, /Kursy Plucia, Teorię Kłamstwa /I Myślenia bez Sylogizmu.

Jak na „białe” mówi się „czarne”,/Wkuwać miały chłopięta pilne,/ W planie było Bezprawie Karne,/ Jakoż i Bezprawie Cywilne.(…)

Krótko po zniesieniu stanu wojennego, w 1985 roku, w czasach gdy standardy praworządności ustalane były w ramach kierowniczej roli partii, Wojciech Młynarski ułożył te zgrabne kuplety nadając im tytuł : „Wydział Bezprawia”.

Pan Marian D. był kontrowersyjnym przedsiębiorcą, działającym głównie na rynku paliw. Każdy przedsiębiorca, działający na rynku paliw ( z wyjątkiem państwowych gigantów) był, jest i pewnie jeszcze długo będzie kontrowersyjnym przedsiębiorcą. Oznacza to, że wśród różnych niebezpieczeństw, które zagrażają prowadzonym w tej branży interesom, występuje realne zagrożenie ze strony prokuratury.

Kiedy jesienią 2006 r. pan Marian przebywał na wakacjach w Grecji, do jego firmy o szóstej rano przyjechali umundurowani funkcjonariusze w kominiarkach oraz dwóch przedstawicieli organów ścigania po cywilnemu. Zabezpieczyli komputery i twarde dyski. Wynieśli z firmy kilka kartonów dokumentów oraz zapieczętowali szafy i szuflady. Sprawa była rozwojowa.

Inna grupa, podobnie wyposażona, również o szóstej rano odwiedziła zastępcę prezesa firmy w jego prywatnym domu. Doszło przy okazji do starcia między niezbyt pogodnie usposobionym amstaffem a oddziałami bojowymi policji. Nie obyło się bez ofiar.

Od wielu lat nasza kancelaria wykonywała obsługę prawną dla holdingu pana Mariana. Firma paliwowa była w tej grupie kapitałowej firmą najważniejszą.

Poranna akcja była dla mediów atrakcyjna. Prasa codzienna i tygodniki na wyścigi podawały i szacunkowo określone straty, jakie poniósł Skarb Państwa w związku z działalnością niezgodną z prawem, prowadzoną przez firmę paliwową pana Mariana.

Dziennikarze śledczy rywalizowali w wyliczaniu sumy strat Skarbu Państwa niczym na licytacji w domu aukcyjnym: 80 milionów, 120 milionów, 200 milionów – szokujące kwoty pojawiały się w notatkach informujących o aresztowaniach w firmie dokonywanych przez funkcjonariuszy CBŚ. Media pisały, że właściciel firmy przebywa za granicą i pewnie nie przyjedzie w najbliższym czasie do kraju. Odnotowywały z nieukrywana naganą, że do firmy należał jacht, którym pan Marian pływał po Morzu Śródziemnym, odrzutowiec, którym latał nad Adriatyk, a także śmigłowiec (którym niekiedy lataliśmy na rozprawy) .

Któregoś dnia wieczorem, ku zaskoczeniu większości proroków, pan Marian wrócił z Grecji. Prosił o pilne spotkanie w kancelarii. Temat spotkania był oczywisty: należało jak najszybciej dokonać wyboru adwokata, który będzie reprezentował interesy pana Marka w postępowaniu karnym.

Trzy dni później aresztowanie pana Mariana stało się faktem. Przesłuchiwany przez 48 godzin, z niewielkimi przerwami, nie przyznał się do zarzucanych mu czynów i złożył szczegółowe wyjaśnienia. Cały czas obecny przy czynnościach był jego adwokat. Trzymiesięczny areszt zatwierdził sąd.

Minęło sześć miesięcy. W ramach prowadzonego postępowania organy ścigania przesłuchały dziesiątki świadków. Kilku z nich obciążyło pana Mariana zeznaniami, które pozwoliły prokuraturze postawić mu zarzuty w zupełnie innej sprawie. Pan Marian został przewieziony do aresztu na południu kraju, w którym miał zostać poddany drobiazgowym czynnościom śledczym. Rodzina w porozumieniu z naszą kancelarią znalazła na południu Polski adwokata, dziekana miejscowej rady adwokackiej, osobę powszechnie szanowaną, wybitnego obrońcę, który podjął się obrony pana Mariana. Dla zapewnienia panu mecenasowi pełnej informacji o rodzaju działalności firmy prowadzonej przez pana Mariana na życzenie rodziny udaliśmy się w dwie osoby do jego kancelarii .

Spotkaliśmy się w należącej do niego starej przedwojennej willi. Była zima, wokół świeży śnieg, malownicza górska sceneria. Adwokat i jednocześnie obrońca naszego klienta, nieco spóźnił się na spotkanie. Robił wrażenie pewnego siebie i świadomego trudności zadania, którego się podjął. Rozmowę z nami zaczął jednak niezbyt optymistycznie :

– Panowie, ja tu jestem za mały. Śledczy pytają waszego klienta nie o to, jaki rodzaj działalności prowadził. Nie pytają go także o szczegóły zawartych umów, przekazanych zaliczek, czy zaciągniętych kredytów. Pytają go, czy zna syna ….. i tu następowała lista nazwisk kliku bardzo znanych osób ze świata biznesu i polityki. On odpowiada, że ich nie zna. A oni :

– Jak sobie przypomnisz, że ich znasz, to wtedy wyjdziesz na wolność.

– Ja w tej sprawie niewiele mogę pomóc. – Ja tu jestem za mały. – powtórzył adwokat.

Lata mijają, absolwenci Wydziału Bezprawia mają się dobrze a o standardach praworządności znowu decydują partyjni funkcjonariusze. Tylko pan Wojtek już nie napisze, co o tym myśli.

Przewiń do góry